NA KRAWĘDZI

Dzień trzynasty.

Jeszcze boli, choć mniej. Przestałam już… przestałam. Nie ocieram łez całymi dniami. Teraz tylko ukradkiem, kiedy odejdę na kilka kroków po tym, jak zobaczę że siłuje się ze sobą, żeby sam sobie zrobić zastrzyk. Najbardziej rani bezsilność. Ręce zawiązane z tyłu grubym sznurkiem. Nic nie dało się zrobić, całymi dniami słyszę w głowie, nic nie dało się zrobić. Trzeba żyć na krawędzi. Budzić się i zasypiać, ufać swoim dłoniom, kalkulatorowi i wiedzy tych, którzy przechodzili przez to samo co my.

Weszłam w świat urządzony w taki właśnie sposób. Zadaję mnóstwo pytań, ale ciągle jeszcze mam ich w zanadrzu całe dziesiątki. Godzę się z nową sytuacją, choć broni nie składam. Czekam na to, że jednak coś drgnie i ruszy w kierunku uzdrowienia. Naiwne moje myśli karmię ciągle i nie przestaje. Mam nadzieję na cud i nie wyganiam jej z serca.

Ktoś na górze uznał, że to uniesiemy. Nie kłócę się z nim, pewnie ma rację, pewnie… wykrzeszemy z siebie więcej. Trudna to lekcja. I choć ludzie mówią, że są gorsze choroby to we mnie jeszcze jest myśl, że dwa tygodnie temu w naszym domu nie było żadnej choroby. Nie miałam pojęcia co to takiego wymiennik węglowodanowy albo białkowo-tłuszczowy i nie trzymałam pena w ręku, a co dopiero zrobić komuś zastrzyk.

Dzień trzydziesty drugi

Od jakiegoś czasu mamy remisję. Poznałam nowe słowo… remisja. Choroba zatrzymała się, zmniejszam dawki insuliny, jest duuuża wrażliwość, już dochodzi do 160. A co to oznacza? Jedna jednostka insuliny obniża poziom cukru w organizmie o 160. Trzeba uważać, nie przesadzać. Unikać hipoglikemii. Hipoglikemia wygląda dużo niebezpieczniej niż hiperglikemia. Hipoglikemia (niedobór cukru) zabija, hiperglikemia (nadmiar cukru) okalecza. Nic nie jest stałe. Nierównowaga przerasta mnie o kilka głów. Ja zawsze dążę do równowagi, a tu szala jest raz w dół, a raz w górę. Choć ostatnio częściej w dół…

Kiedyś umierano na cukrzycę CT1, od niedawna podaje się choremu insulinę. Odkrył ją Frederick Bantinga w 1922 roku. Za to odkrycie w 1923 roku otrzymał nagrodę Nobla. Kiedyś insulina była pozyskiwana ze zwierząt, wieprzowa i wołowa. Aby zaspokoić potrzeby insulinowe jednego pacjenta w ciągu roku, potrzeba było siedem kilogramów trzustki zwierzęcej. Zastanawiające… Czy to z martwych, czy z żywych zwierząt ją pobierano? Jak jej przyjmowanie wpływało na zachowanie ludzi ją przyjmujących? Czy tak jak z przeszczepami lub z dawkami krwi od innego człowieka i od zwierząt udzielało się biorcy insuliny coś z dawcy insuliny? Czy ktoś przeprowadzał jakieś badania? Pewnie nie, cel tu przewyższa środki i nie ma miejsca na zastanowienia. Obecnie do produkcji insuliny wykorzystuje się pałeczki okrężnicy, którym wszczepia się gen ludzkiej insuliny. Hodowle bakteryjne syntetyzują ludzką insulinę, którą następnie oczyszcza się i wykorzystuje do produkcji leków.

Zdrowy organizm produkuje hormon o nazwie insulina, w wyspach Langerhansa znajdujących się w trzustce. Jeśli w organizmie dojdzie do sytuacji, w której układ odpornościowy niszczy komórki produkujące insulinę, to mamy do czynienia z chorobą autoimmunologiczną jaką jest cukrzyca typu 1 czyli CT1. Na chwilę obecną jest chorobą nieuleczalną. Gdzieś w Polsce ktoś drukuje trzustkę bio, za kilka lat mają być prowadzone pierwsze próby jej wszczepienia w zwierzęta. Droga do człowieka jest jeszcze daleka. Jednak jest to jakieś mętne światełko w tunelu. Chwytam się go kiedy mi ciężko.

…marzec, kwiecień, maj… MARZEC, KWIECIEŃ, MAJ… no nie chce wyjść inaczej. Trzy miesiące i to niecałe trzy miesiące, a ja już nie pamiętam jak to było przed tymi miesiącami.

Wstaję – sprawdzam mu poziom cukru, jemy – sprawdzam ile produkt ma węglowodanów. Mnożę, dzielę, ważę każdy woreczek ryżu i puszkę kukurydzy, każdą kanapkę przeliczam na insulinę. Czasami nie mam już siły… jak dwa dni temu, kiedy siedziałam na szpitalnym korytarzu i czekałam na wynik jego operacji. Kiedy wróciliśmy do domu po szpitalu i zdałam sobie sprawę z tego, że przy złamanym obojczyku i unieruchomionej jednej z rąk, on nawet sobie nie poda insuliny.

blog179Gdziekolwiek nie pójdę obserwuję ludzi jedzących bez opamiętania, bez wyznaczonych godzin, bez insuliny… i myślę sobie, że lekarz to najtrudniejszy zawód na świecie. Widzieć jak ktoś sam sobie funduje piekło i jeszcze go z tego piekła wyciągać. Siłować się z ludźmi niespełna rozumu, bo przecież każdy człowiek taki właśnie jest dopóki go nie spotka wynik jego postępowania. Nie, że sama cukrzyca. Jest wiele innych chorób o których nie mam nawet podstawowej wiedzy.

Ludzie noszą opaski na nadgarstkach, tatuują sobie na ciele nazwy noszonych chorób, po kieszeniach chowają leki ratujące życie z nadzieją, że gdyby coś… to trafią na kogoś, kto akurat wie jak należy pomagać przy danej chorobie.

O co się robi jeśli na opasce zauważymy „cukrzyca typu I”?

– Jeśli choremu kręci się w głowie, jest osłabiony, drżą mu ręce – to podajemy mu najsłodszy sok jaki mamy pod ręką. Nie czekoladę, bo to są przede wszystkim tłuszcze, a tłuszcze działają z opóźnieniem. Nie ciasteczko, nie cukierka. Sok, słodzony działa najszybciej ewentualnie żel. Chory zwykle ma taki sok albo żel przy sobie.

– Jeśli z chorym już nie ma kontaktu. W żaden sposób nie podamy mu soku. Jedyne to możemy zrobić to poszukać przy nim pomarańczowego pudełka z napisem „glukagen”. Po otwarciu znajdziemy strzykawkę z płynem, który musimy wstrzyknąć w znajdującą się w opakowaniu fiolkę z proszkiem. Wszystko wstrząsnąć, aby się proszek z płynem połączył, nie wyciągając igły z fiolki. Następnie zawartość z powrotem wciągnąć strzykawką. Podać w najbardziej dostępne miejsce, proponowanym jest udo. Należy wbić całą igłę i cały płyn wstrzyknąć. I jak najszybciej zawiadomić pogotowie, bo lek działa krótko.