RZĄDZĄCY I RZĄDZONY

-Pani Renato, ma pani te tekturki?- usłyszałam za plecami znajomy głos.

-Pani Gosia mi kilka przyniosła-odpowiedziałam.

-Ale to są te, co leżały przy windzie? – nie ustępowała moja rozmówczyni.

-Nie wiem.

-Ale, czy sprawdziła pani czy są koło windy?

-Nie mam czasu- odburknęłam zniecierpliwiona dość mocno natrętem.

Pomyślałam sobie wtedy, że coś tu nie jest tak, jak być powinno. Pani Agnieszka pracuje w firmie od kilku dni. Została wprowadzona na halę i przedstawiona jako szefowa zmiany. Nie wiem, gdzie pracowała wcześniej i na jakim stanowisku. Jednak nie widziała jak klarowała się grupa. Przez ile przechodziła etapów zanim zaczęła swoją pracą przekraczać normę.

Pojawiały się tutaj różne osoby. Jedni pretensjonalni, po jednej nocce rezygnowali twierdząc, że to obóz pracy, inni zbyt powolni. Maruderzy i lenie, którym najwidoczniej należały się pieniądze za samą obecność. Rotacja ukształtowała się na wysokim poziomie. Niechlubni rekordziści obecności to parka: Zuzia i Brajan, którzy wytrzymali cztery godziny pracy, czyli do pierwszej przerwy. Tacy ludzie zapewne są stworzeni do… wyższych celów.

Nie jest łatwo szefować grupie, do której ciągle kogoś dokładają. Galopujące bezrobocie daje zgniłe owoce. Przychodzą osoby zrezygnowane, smutne i o zgrozo niedomyte. Oni nawet szanse zmarnują, bo nie widzą potrzeby się starać, w końcu to praca sezonowa, bez długofalowych perspektyw.

Teraz pewna ilość osób w grupie ma szybkość. Kiedy dociera ktoś nowy, ma podwójnie trudno. Po pierwsze nikogo nie zna, nie wie jak i do kogo się odezwać, przez co jest wystawiany na próby. Po drugie widzi jak wiele mu brakuje, do tych szybszych. Tu musi podjąć decyzję, goni albo odchodzi. Dla porównania: nowi, słabi czy mało zmotywowani pracownicy robią kółeczko w trzy minuty, osoby ze stałej ekipy potrafią zrobić jedno w minutę. To stanowi wyzwanie.

Obsługując „utrząsarkę” czuję kiedy ludzie zwalniają pracę a kiedy przyspieszają. Przy dziewięciu osobach na hali, jest co robić. Kiedy nie mam czasu napić się choćby łyka stojącej obok kawy to żadna siła mnie nie zmusi do poruszania się przy windzie w poszukiwaniu tekturek. Pani Gosia o tym wie. Pracuje w firmie od lat. Nie zapyta mnie nawet czy przynieść, czy mam? Ona sama mi poda. A pani Agnieszka … ?

Widzę jak próbuje sobie szukać swojego człowieka, wśród pracowników, wśród ludu. Dziwna jej się trafiła osoba. A kto taki? Beata, zawsze obecna… no prawie zawsze. Jest średnio lubiana. Nauczyła się pracować jak reszta, tyle, że jej higiena jest wątpliwa, więc raz jest wedle grupy w porządku, a raz nie do zniesienia (w zależności od ilości nowych, bo jak dużo jest nowych to cała uwaga grupy skupia się na nich). Beata ma dziwny wyraz twarzy, wiecznego braku zadowolenia. Nawet jak się uśmiecha, trwa to krótko i uśmiech ten kończy się jak ucięta nić, jednym szybkim ruchem. Całe życie ciężko pracowała, fizycznie. Otóż Beata widocznie widzi, że może coś zyskać. Sugeruje zmiany jak podzielenie grupy na dwa obozy: szybciej i wolniej pracujący. Wedle mnie ten podział jest chybiony, bo ten wolny nigdy nie stanie się szybkim od samego patrzenia na szybkiego, a szybkiego bierze niechęć jak widzi, że wolny nie musi się starać, a bierze tyle samo pieniędzy co on, bo pracują wszyscy godzinowo. Agnieszka te zmiany jednak wprowadza, przez co stolik wolny jeszcze bardziej zwalnia.

Wystarczy chwila rozmowy, abym miała mętny obraz człowieka. Pani Agnieszka posługuje się wyszukanym słownictwem, z czego wnioskuję, że jest dobrze wykształcona. Nie ma swojego stylu rządzenia. Podpatruje i podsłuchuje jak to robię inni szefujący. Pierwszej nocy próbowała wprowadzić zakaz rozmawiania, co poskutkowało tym, iż dostała przydomek „nudziara”. Boi się podejmować samodzielne decyzje, przez co spada jej wiarygodność. Niby jest miła, ale tworzy wokół siebie mury. Na końcu zmiany zaczyna sprawdzać czy jakość pracy pracowników jest odpowiednia… koszmar. Jeśliby się okazała niewystarczająca to cała ich praca musiałaby zostać poprawiona. Dużo jej brakuje, a wszystko przez to, że jej ścieżka rozwoju zawodowego nie postępowała drogą awansu, a przynajmniej nie w tej firmie.

Są szefowie, którzy nie wiedzą o czym mówią, czego wymagają. Nie mają pojęcia o temacie, więc nigdy nie zyskają posłuchu ani szacunku wśród podwładnych. I nikogo nie dziwi fakt, że z takim trudem przychodzi im zrozumienie, bo zrozumienia nie da się wyczytać w książkach. Zrozumienie to pot i ból.