LECZ Z SERCA NIGDY

Dziś jest jeden z tych dni, które nie wiem za bardzo jak powinnam obchodzić. Niby jest święto, niby każdy powinien na nie zareagować. Ale jak tu zareagować? No jak?

 

Cały dzień starałam się przejść obok niego tak, żeby mnie nie dotknął. Ot obserwowałam. Uśmiechałam się do śmiesznych zdjęć na profilach fb i życzeń w radiu. Już  jakiś czas temu podjęłam decyzję, o tym żeby cieszyć się ze szczęścia innych, bo wtedy jest przyjemnie tam w głębi. Omijałam więc te wszystkie notki o złych tatusiach porzucających swoje dzieci. Co mi po takiej zgryzocie wylewanej wiadrami. Ona ciepła nie daje, ale jak lodówka utrzymuje niską temperaturę w sercu.

 

No, ale jakoś się nie uchowałam do nocy, bo mnie wieczorem pognało na cmentarz. Tak, to na cmentarzu jest ostatnie co mi po nim na świecie zostało. Tabliczka: imię, nazwisko, data urodzin i zgonu.

Mimo późnej pory było dużo ludzi w różnym wieku. Niektórzy się rozsiadali ma ławeczce i milczeli, po prostu milczeli. Inni przyszli w towarzystwie:

 

-We wrześniu miał imieniny, to zawsze przychodzę i przynoszę mu jedną różyczkę, tak od lat….- przechodząc usłyszałam kawałek rozmowy starszej kobiety z kimś siedzącym z nią na ławeczce.

 

Stanęłam w końcu nad pomnikiem ojca i myślałam. Myślałam nad wieloma rzeczami. Na przykład nad tym dlaczego na nagrobku nie jest standardowy napis jak u innych: „Ave Maria”, „ Jezu ufam Tobie” i takie tam. U mojego ojca jest napis:

 

„Zniknąłeś nam z  oczu lecz z serca nigdy”

 

Lecz z serca nigdy…

Tyle lat. Przecież ja dziś jestem o wiele lat starsza niż on, kiedy umarł. Pamiętam go jak przez mgłę, kilka scen a może i one się nie zdarzyły, kto to wie? Pamiętam, że kiedy umarł coś się we mnie zmieniło. Pewnego dnia spojrzałam w lustro i stwierdziłam, że wcale nie jestem kimś wyjątkowym. Dziwne, że do tamtego dnia byłam o tym święcie przekonana.

A potem…

 

Trudno jest być dziewczynką, a i później nawet kobietą pozbawioną tej ważnej osoby. Trudno jest nie usłyszeć tych wszystkich słów, które powinno się było usłyszeć. Nie było go przecież kiedy świat budował mi poczucie wartości. Nie było go obok, żeby mi powiedział coś wartościowego, przekazał tak zwaną życiową mądrość. Albo połaskotał moje ego jaka to jestem mądra albo coś podobnego. Nie było go wtedy, kiedy zakładałam mini spódniczkę, nie mógł mnie ostrzec, że przyciągnę takiego męża jaki nie doceni niczego poza tymi nogami. Nie było go, nie było.

 

Jak więc powinnam obchodzić takie święto?

 

Samolocik z papieru, pełen życzeń nie doleci do gwiazd. Zresztą to byłby banał, bo czego życzyć komuś kogo się nie zna, komuś kto nie żyje?

 

W taki dzień choć idę na cmentarz, to idę podziękować za życie, za to, że jestem tu. Święto Ojca to dla mnie święto życia… święto drugiej szansy.