ZANIM NASTANIE NOC

„… Każda droga to tak naprawdę dwie drogi… Droga powrotna jest zawsze najważniejsza…” (Leonie Swann „Sprawiedliwość owiec”, Wydawnictwo  Amber, Warszawa 2007 s.116).

Są takie książki po przeczytaniu których w głowie zostaje jakiś cytat, dialog, monolog, który się wygodnie usadawia w mózgu.  Chciałby pozostać jako prawda uniwersalna.

 

 

Na początku jest fajnie. Związek lubi się karmić chwilą, chęcią brania. To takie łatwe, wyciągasz rękę i masz czego zapragniesz. „Kotek”, „piesek” albo „misiu” zrobi ulubioną potrawę, przytuli, pocieszy, zabierze do kina i na zakupy, doradzi w czym wygląda się lepiej w czym gorzej. Aż świat cały przestaje być taki serio, taki strasznie realistyczny. Wredny dyrektor to jakiś żart, a upierdliwa sąsiadka to nieszkodliwy wariat. Różowe okulary jakże pięknie leżą na nosie. W nich wieczność zdaje się muskać oczy.

 

Idzie więc drogą zakochany, objął ramieniem swoją nową rolę. Nie słucha już gróźb ani próśb trzecich osób. Bo czy kiedyś było mu z nimi tak dobrze jak teraz bez nich? Kiedy byli mu kotkiem, pieskiem czy innym pluszakiem? Kiedy mu zrobili taki bigos albo kiszone ogórki? Nigdy. A teraz się wtrącają, teraz wszystko wiedzą. Pewnie zazdroszczą. Myślą, że on powieli ich błędy. Śmiech przecież tylko pozostaje. Jakie błędy, kiedy jest wspaniale? Czemu czarno chcą pokazywać, a różu nie widzą wcale?

 

I tak idzie jegomość i idzie. W jednym ręku trzyma swoje nałogi, w drugim swoją oblubienicę. Aż dochodzi do wniosku, że brak tej drodze celu. Ileż tak można iść? Tylko droga i droga, drzewa, piach… nuda czasami. Może coś trzeba zmienić. Może przydałaby się jednak jakaś trzecia osoba. Jakiś mały człowiek, bez zębów i bez nawyków. Ale kiedy się ów pojawi, wszystko zaczyna się komplikować. Nałogi brzydko wyglądają, bo jak tu palić, jak pić, jak czas poświęcić komputerowi? Wyjść nie można na miasto, wyjechać na urlop też trudno, Pieniądz wpada tylko na jeden tydzień, a potem odchodzi na trzy tygodnie.

 

Pojął też zakochany kwestę własności, poświęcenia i w związku samotności. Aż to co przystawało kiedyś, dziś zdało się odstawać. Nagle wszystkie psy  przy drodze, którą szedł, zaczęły ujadać i szczerzyc kły podchodząc do płotów. Ciągle widywał  tylko noc i zimno. Śnieg jak smutki przyklejał mu się do  podeszwy.

 

Więc pyta po drodze wszystkich przechodniów,  zakochany, starym swoim zakochaniem. Dlaczego oblubienica kiedyś tolerowała, dlaczego dziś jędzą  stała się i wylicza mu każdy grosz, każdą myśl? Niczym święta matka i bez święta. Ale nikt mu nie odpowiadał. Bo kiedy ludzie mu mówili, on nie chciał słuchać. Bo zbyt odszedł już od drogi daleko.

 

I zrozumiał zakochany, że nie dla niego ta dorosłość. Łatwiej mu grać niż żyć. Łatwiej odchodzić w świat niszczących używek i nałogów. Ale nie powiedział nikomu jak trudno jest mu z niego powracać.