Moje nowe źródło inspiracji to wywiadówki on-line. Jakież to dobrodziejstwo móc w nich uczestniczyć. Otwieram okno spotkania a tam siedzą mamy i zwykle jeden tata, no czasami dwóch. Kamerki ustawione na ścianę. Ta ma tapetę w kwiatki, tamta pociągnięte pionowe paski, o… a tam jest ogromna szafa na całe okienko. Zauważyłam, że ludziom powoli przechodzi początkowy zryw do chwalenia się wnukami, kotem, psem i co tam na stanie posiada. Teraz wszyscy są stonowani, a czasami upiększeni jak na starej fotografii z rozmytym drugim planem. Jedna kobieta o podłużnej twarzy i uspokajającym spojrzeniu wyglądała wręcz jak elf z „Władcy pierścienia” pięknie jej było w tym motywie… czy to się nazywa motyw? Hmm no dobra nie ważne.
I jak to na wywiadówce bywa: ktoś mówi, ktoś się wtrąca, potem znów ktoś mówi i znów i… w końcu nadchodzi ta chwila, w której ktoś musi być pierwszy, co poprzedzone jest kilkoma sekundami ciszy, pytanie które pada zaraz po nich – wywołuje burzę, czyli jest to moment z cyklu: „czy są do mnie pytania?”
– Po pierwsze jak można dzieci, które nie mają w tej chwili pewnego świadectwa z paskiem, a niewiele im brakuje do tego, żeby je mieć – wyczytywać na forum klasy jako kandydatów? Po drugie… (coś tam ze sprawdzianem z matematyki). Po trzecie dlaczego dzieci dostają ujemne punkty za farbowanie włosów? – wyrwała się jedna niespokojna dusza.
No i zrobiło się ciekawie. Dzieci mają rocznikowo skończone trzynaście lat, czyli klasa siódma. Rodzice siedzieli w swoich rządkach poziomych i pionowych w oknie przeglądarki, a ja mogłam obserwować jak zmieniały im się miny. To całkiem nowe doświadczenie, w klasie nie ma tej możliwości, bo siedzimy w ławkach i oglądamy plecy rodzica siedzącego przed nami, a ten za nami ogląda nasze plecy. Teraz wszyscy oglądamy swoje twarze. Oglądamy je w momentach łatwych, ale oglądamy też w chwilach w których ktoś wstępuje na ścieżkę wojenną.
Okazało się, że owa pani upatrywała się w punkcie pierwszym – wyścigu szczurów. Co jest dla mnie niezrozumiałe, ale kto by tam zrozumiał wszystkich. O drugim punkcie nie będzie, bo to takie tam sprawy klasowe.
Za to punkt trzeci…
– To wynika ze statutu szkoły- tłumaczyła nauczycielka
– Jak to ze statutu? To w takim razie powinno być też zabronione malowanie paznokci czy farbowanie włosów nie tylko przez uczniów, ale i przez nauczycieli. To zabranianie jest XIX wiecznym myśleniem. Czy Pani nie rozumie, że kiedy dziecko ma gorszy dzień, to tak jak dorosły musi sobie go poprawić, a przecież kobiety tak sobie poprawiają humor, że idą do fryzjera i farbują sobie włosy…
Grzmiała matka uczennicy, a w tle jej pokoju zaczęły się pochody dwójki dzieci, które nie mogły sobie z czymś poradzić. Starsza dziewczynka czyli ta od farbowania (włosy kolor rudy) prowadziła młodszą siostrę czy brata, tymczasem twarz obrończyni koloru nakładanego na włosy, w ferworze walki krzywiła się coraz mocniej. Tym bardziej, że zaczęła coś do tyłu odburkiwać dzieciom, a ja odniosłam wrażenie, że te dzieci pojawiły się jakby chciały zatrzymać potok słów matki, która z braku argumentów zaczynała napadać na nauczycielkę.
– Tak samo nie rozumiem… dlaczego córka nie może sobie zrobić makijażu, jeśli ma pryszcza?
Słuchałam i oglądałam te sceny z coraz większym zainteresowaniem. I zastanawiałam się co o tym myśleć… w końcu to trzynaście lat. Co ja robiłam kiedy miałam tyle lat? Nie, nie farbowałam włosów, nie malowałam się, a już tym bardziej nie kładłam sobie tapety… Wyścig już się wtedy zapewne rozpoczynał, ale nie byłam nim zainteresowana… Ach no tak, wyścig – kto pierwszy użyje tego lub tamtego? Zapachniało mi hipokryzją, bo ten punkt pierwszy…
Poza tym przenoszenie przez matkę na dziecko sposobów radzenia sobie ze stresem było co najmniej dyskusyjne. Przemknęło mi przez myśl pytanie – ciekawe ile włosów będzie miała ta młoda dziewczyna, kiedy dożyje mojego wieku?
Całą dyskusję przeradzającą się niemal w krzyk przerwała inna z mam
– Od piętnastu minut debatuje pani nad paznokciami i włosami… czy pani nie rozumie, że taki jest statut?
– A gdyby szkoła zażyczyła sobie przychodzenie w granatowej bluzie… – nie odpuszczała zwolenniczka zmian koloru
– Przecież my nie rozmawiamy o bluzie, tylko o włosach… szanujmy swój czas…
W ten sposób dyskusja została zamknięta. Kamerki powyłączane, monitory i wiatraczki też… kobieta z ekranu przestała się burzyć…
Jak ja mam dobrze – pomyślałam- że nie męczą mnie takie problemy… jak ja mam dobrze… że nawet bez farb coraz to bardziej mi kolorowo… bo kolory są wewnątrz.