MARCHEWKA

Dwadzieścia lat temu (z hakiem)… ło matko jak dawno, no ale… takie są fakty, było to krótko przed wstąpieniem Polski do Unii – studiowałam ekonomię. Wspominam czasem ten okres, bo ciągle mam w głowie tamte wykłady uczelniane, które się praktycznie pokrywały tematycznie niezależnie od tego jakiego przedmiotu dotyczyły. Po krótce wspomnę tylko, że wyśmiewano naszych, krajowych rolników, że mają takie małe gospodarstwa: dwie krowy, jeden koń i stado gęsi, stare maszyny i biedę.

Dobra, może i tak było. Kanki z mlekiem wystawiano co rano przed gospodarstwem, na obiad wykopywano ziemniaki za stodołą, grzano wodę na chruście palonym w piecu a pozyskanym z pobliskiego lasu, kury biegały po podwórku za sobą ciągnąc swój przychówek ale… to była wieś piękna i zdrowa.

Przyszłości rolnictwa ówczesne (przeduniowe) uczelnie wyższe wypatrywały w specjalizacji rolnictwa. No i zaczęły się pojawiać fermy drobiu na których kury przez całe swoje życie nie widziały słońca, a żyły tylko przez pół roku, niezdolne do poruszania się o własnych siłach, bo przekarmione i cóż, że nawet zdarzały się przypadki, że miały drzwi otwarte, skoro nie mogły wyjść na dwór. Powyrastały też pastwiska dla krów, które do dyspozycji miały łańcuch i namiot, niezależnie od pogody przemieszkiwały tak cały rok. Uprawy zaczęto tak mocno opryskiwać iż za traktorem snuła się nie mgiełka, a mgła z trutek przeciw chorobom i pasożytom.

Z roku na rok doczekaliśmy się warzyw i owoców, których nawet robak nie tknie, przechowywanych latami i dostarczanych ludziom w ich końcowej dacie przydatności. O czym przypomniał mi dziś rolnik. Poszłam na pobliskie targowisko celem zakupu marchewki…

– Jak pan to przechowuje? Pewnie kopcuje? – zapytałam

-Tak, najlepiej mieć trochę ziemi i zakopać sobie, a w razie potrzeby wykopać.

-Tak właśnie myślałam. Wie pan, wolę tu do pana przyjść, niż kupić w markecie, bo ta ich marchewka jakoś dziwnie się psuje. Tu kawałek, tam kawałek, nie całościowo…

-Bo ona jest trzyletnia

-Jak to?

-Zwyczajnie, jest gazowana i tańsza, żeby wykończyć rolników, potem podniosą ceny w marketach i będzie koniec promocji…

… no tak, pomyślałam. Jest żywność, którą państwo przechowuje na wszelki wypadek w potężnych chłodniach i magazynach. Mięso przez lata wisi, leży… jakkolwiek, a przy końcu maksymalnego czasu przechowywania w określonych warunkach jest wypychane na rynek, na jego miejsce idzie świeży towar. To zapobiegliwość, którą każdy z nas umie sobie jakoś wytłumaczyć. Tylko że tym sposobem w kółko jemy syfną żywność; stare mięso, wcześniej pryskane, a następnie gazowane warzywa i owoce.

Wieś, już wsią nie jest. Krowy ciężko tam uraczyć, mleka nie ma jak kupić. Dwudziestu lat trzeba było, żeby stworzyć rynek żywności uwłaczający ludzkiej godności, truciznę z naklejkami o tym że produkt jest jakoby wysokiej jakości, orzechy włoskie ostemplowano, a ziemniaki sprzedaje się takie, jakich kiedyś nawet bydłu by się nie podało. Cały pieniądz zżera łańcuszek sztucznie wykreowanych dostawców, gdzie każdy musi sobie dołożyć po jakiejś części marżę do ceny detalicznej. Tu fabryka butelek plastikowych, tam tacki styropianowe, nalepki jednostkowe, gumki, krojona pieczarka lub obierana cebula leży obok pietruszki bez zapachu, grzybów bez smaku, niedojrzałego pomidora, zwiędniętego ogórka… i ja mam to jeść i ty też masz to jeść i cieszyć się, że póki co jeszcze w fazie projektów jest żywność robaczana.

Przeszłam się po moim ulubionym targowisku, którego od lat bronią ludzie świadomi tego, co się święci. Tam kupuję jajka, ziemniaki, owoce, warzywa i inne produkty prosto od rolnika. Chodząc po nim przez cały czas myślałam o tej gazowanej marchewce i nie znalazłam ratunku dla moich myśli, które mi szepczą, że coś się kończy i najwidoczniej wchodzi w bardzo ciemną fazę. To nasza żywność, nasze ciało i nasz umysł. Wygląda na to, że nasza przyszłość jako gatunku jest zagrożona.

10 myśli w temacie “MARCHEWKA

  1. BurgundowyKangur 20 marca, 2024 / 1:03 am

    Dlatego uważam, że kiedyś ludzie lepiej radzili sobie z psychiczną presją, bo chociaż chemicznie mieli poukładane w organizmach- mieli po prostu wartościowsze jedzenke. Z drugiej strony mieli tego jedzenia mniej i łatwiej było umrzeć z głodu. My niestety mamy obecnie tak dużo ludzi, że bez tej gazowanej marchewki nie dalibyśmy rady wszystkich wyżywić. Więc próbując być samarytaninami dla wszystkich, kochajmy się nie dajmy się, musimy wszystko opryskiwać i lecie centrum na ilość, żeby dla wszystkich starczyło. I wszyscy jemy wartościowo o trzy poziomy niżej niż kiedyś.

    Polubione przez 1 osoba

    • Renata Winczewska 20 marca, 2024 / 7:51 pm

      No tak, to prawda. Jemy żywność gorszej jakości czyli w wielkim skrócie przymieramy głodem, więc jemy co popadnie, ale… dlaczego w takim razie tak tyjemy na potęgę? Ja myślę, że to (po części) właśnie dlatego, że szukamy w pożywieniu pewnych minerałów/pierwiastków, których ze względu na nachemizowanie nie znajdujemy. Jemy więc w ich poszukiwaniu, a że nie znajdujemy, to jesteśmy na ciągłym głodzie.

      Polubienie

      • BurgundowyKangur 21 marca, 2024 / 2:33 am

        To akurat bardzo dobra teoria. Jedzenie nie jest już bogate w potrzebne nam składniki, więc musimy więcej zjeść objętościowo, żeby te wszystkie składniki skumulować. Inna sprawa, że ,,na głodzie” organizm przechodzi w tryb przetrwania ,,muszę akumulować każdą kalorię i cząsteczkę,bo nastały ciężkie czasy”. No i jest też kwestia tego, że jemy śmieci. Nasi dziadkowie i mnóstwo pokoleń wstecz jakoś nie byli grubi, jedząc stek z ziemniakami i sałatką, a my na swoim sojowym kotlecie, wodnistym pomidorze i opryskanym ziemniaku jakoś nie potrafimy tego poprawnie przetworzyć.

        Polubione przez 1 osoba

  2. Gabriel Dobosz 23 marca, 2024 / 7:41 pm

    Rolnictwo – temat na czasie i temat rzeka zarazem. Obawiam się, że jesteśmy skazani na żywność wytwarzaną nietradycyjnymi metodami. I nawet nie chodzi tu o względy ekonomiczne. Specjalistą nie jestem, musiałby wypowiedzieć się ktoś kompetentny, ale prawdopodobnie nie jest możliwe wyżywienie tak dużej liczby ludzi, jacy żyją obecnie, przy pomocy naturalnie produkowanej żywności. Bez nawozów i oprysków nie uzyska się odpowiednio wysokich zbiorów, bez chowu przemysłowego nie wyprodukuje się aż tyle mięsa itp. Chyba że nastąpiłaby jakaś prawnie narzucana regulacja co do produktów dozwolonych do spożycia (jakkolwiek upiornie może to brzmieć). W zasadzie to już się zaczyna, na razie w dość łagodnej formie – myślę tu o wszystkich tych postulatach rezygnacji z jedzenia mięsa płynących z europejskich kręgów decydenckich. Póki co mamy wypuszczane czasem balony próbne z propozycjami jedzenia owadów, ale kto wie, co będzie za lat dziesięć i więcej, gdy do owych kręgów przenikną dorastający obecnie fanatycy w rodzaju pewnej pyskatej Greczynki.

    Polubione przez 1 osoba

    • Renata Winczewska 24 marca, 2024 / 10:33 pm

      Pomału nie ma z czego wybierać. Zrezygnowałam z mięsa, nie odczuwam już żadnej potrzeby w kwestii jego konsumowania. To jest do zrobienia, gorzej że później przez długi czas uczyłam się radzić sobie z niedoborem żelaza. Teraz mam nowy sposób nie majacy nic wspólnego z produktami aptecznymi, ale jak to będzie działać na dłuższą metę, to się dopiero okaże. Tak zachowuje się organizm po odstawieniu mięsa, o czym niewiele się mówi.

      Robaki na talerzu odstręczają mnie. Na samą myśl o tym, że zaraz to wysuszą i zaczną dodawać gdzie popadnie (albo już dodają) odechciewa mi się jeść. Czy jestem wybredna? Może po prostu wymagająca. Ale czy rzeczywiście wielkim wymogiem jest jedzenie warzyw i owoców?

      Zmienił się nasz świat przez te dwadzieścia lat, ja go nie poznaję. Trudno mi pogodzić się z myślą, że ludzkośc jest skazana na bycie podtruwaną tylko dlatego, że system pieniężny nie wyrabia i nie ma jak go zapchać przyrostem naturalnym, bo wybija na żywności.

      Polubienie

      • Gabriel Dobosz 25 marca, 2024 / 12:31 am

        Ciekawostka: owady ludzie spożywają już od bardzo dawna. W niektórych krajach Azji je się, dla przykładu, smażone karaluchy. U nas może to budzić odrazę, u nich to po prostu pokarm. Kwestia kulturowa. Mnie bardziej niepokoi próba zaimportowania takiego czy innego wzorcu do Europy w imię modnej ideologii.

        Pozdrawiam 🙂

        Polubione przez 1 osoba

      • Renata Winczewska 25 marca, 2024 / 7:54 pm

        Tak są nawet badania na temat tego, ile pająków zjedliśmy w ciągu całego naszego życia, śpiąc :)) I wcale nie były to pająki przyrządzane w jakiś wyszukany sposób.
        Be po prostu be… niech to do nas nie dotrze, obyśmy nie musieli tych karaluchów, szarańczy czy innego mało apetycznego stworzenia zajadać.

        Również pozdrawiam 🙂

        Polubienie

Dodaj komentarz